Recenzja
Martwe zło: Przebudzenie, horror, film [recenzja]
Krzysztof Zimiński recenzuje Martwe zło: PrzebudzenieTegoroczne "Martwe zło: Przebudzenie" to cokolwiek osobliwa próba reanimowania marki. Nie jest to bowiem typowy reboot - z takowym mieliśmy do czynienia dekadę temu. Nie jest to też kontynuacja znanych już filmów z serii, bo fabuła jest cokolwiek oderwana od poprzedników, i to do tego stopnia, że związek z klasycznym tytułem pozostaje dość umowny.
Scenariusz przenosi widzów do sypiącej się kamienicy w Los Angeles. Klarowna, choć dość kryzysowa sytuacja rodzinna na naszych oczach zmienia się jednak w manifestację demonów, które nawiedzają kolejnych bohaterów, grożąc pozostałym śmiercią w męczarniach.
Autorzy odpuścili sobie więc klasyczny motyw domku w środku lasu. Brak tu autoironii i wisielczego poczucia humoru, z którego słynęły filmy Raimiego. Brak też Asha, czy też Bruce'a Campbella - wychodzi w sumie na to samo - bo zamiast niego prym wiodą tu kobiety.
Nie można jednak mówić o braku związku z pierwowzorem. Już od pierwszych scen (o ironio - faktycznie rozgrywających się obok domku w lesie) widać typowe dla Raimiego operowanie stroną wizualną. Kamerowe najazdy czy perspektywy to jednak nie wszystko. Pierwsze "Martwe Zło" zyskało złą sławę jednego z najbardziej obrzydliwych filmów swoich czasów, i podobnie tutaj poziom okrucieństwa i gore osiąga dość wysokie rejestry, a krew chlusta wiadrami. Dosłownie - to nie forma retoryczna.
Przebudzenie jest filmem nawet stosunkowo udanym, bo porządnie zrealizowanym, dość dopieszczonym wizualnie, od pewnego momentu niepozwalającym widzowi na zbyt dużo oddechu.
Jednocześnie związek z filmami Raimiego jest tu dość odległy, w dodatku przeplatany nawiązaniami do "Egzorcysty" czy "Lśnienia", przez co i tak zubożona tożsamość ulega jeszcze mocniejszemu rozwodnieniu.
Dla fanów klasyka będzie tu za mało cukru w cukrze. Dla nowych widzów zabraknie tu chyba mocniejszego charakteru, by nowy film z cyklu dał radę mocniej się wyróżnić na tle konkurencji. Na pewno nie zbliży się do efektu, jaki jego (luźny) pierwowzór osiągał te cztery dekady temu.
Opublikowano:
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-